Strop
Data dodania: 2014-05-31
Strop zalany. Możemy schować się przed deszczem bez konieczności schodzenia do piwnicy. Mamy też schody na poddasze. Nie będzie póxniej problemu z chodzeniem i transportowaniem materiałów.
Już zapomniałam, że w zeszłym roku prześladował nas pech, ale dziś sobie przypomniałam. Zabrakło betonu z gruszki! Murarz twierdził, że na pewno policzył dobrze, bo trzy razy sprawdzał, firma dostarczająca twierdziła, że gruszki napełniane sa pod kontrolą komputera i oszukać się nie da. I co? Wzięłam kartkę i szybko policzyłam. Jednak murarz źle policzył. Było mu głupio, ale mleko się rozlało i coś z tym trzeba było zrobić. Mąż szybko pojechał dokupić cementu, zawieźliśmy na budowę betoniarkę i panowie starą metodą zalewali resztę. Pomógł nam też kuzyn, który awaryjnie ściągnięty przyjechał ze sprzętem, żeby beton podawać do góry bez biegania po schodach z wiadrami. Jesteśmy mu wdzięczni, bo to już drugi raz, kiedy pomaga nam w pilnej potrzebie.
Wyrzucam sobie, że to moja wina. Kiedy wcześniej zamawialiśmy beton, zawsze sama liczyłam, żeby sprawdzić murarza. Tym razem przez natłok obowiązków tego nie zrobiłam i to się na mnie zemściło.
Teraz przez miesiąc nikt się tam nie będzie kręcił, więc mam nadzieję, że w tym czasie uda mi się posprzątać. Nie jestem pedantką, ale drażni mnie podejście facetów (przepraszam panów, ale ja rozróżniam mężczyzn i facetów). Wszędzie leżą pety, pełno gwoździ, zrzynki desek leżą gdzie popadnie. Czy oni myślą, że to samo zniknie? Przyjdą jakieś krasnoludki i posprzątają? Co prawda wzrostem wiele od krasnoludków nie odbiegam, ale sprzątanie nie jest moim hobby i oprócz niego mam co robić. Gdybym nie chodziła do pracy, to zrobiłabym podobnie jak w zeszłym roku. Po tym jak ostentacyjnie chodziłam między murarzami z workiem na śmieci, wszystko zbierałam i mówiłam głośno do męża, tak żeby wszyscy słyszeli, że takie rzeczy nie mogą leżeć, bo dzieci tam chodzą, od razu zrobiło się czyściej i nawet panowie znaleźli w końcu wieszany przeze mnie worek na śmieci. I tak bez nerwów, krzyków, a w zasadzie bez rozmowy, osiągnęłam to, co chciałam
Już zapomniałam, że w zeszłym roku prześladował nas pech, ale dziś sobie przypomniałam. Zabrakło betonu z gruszki! Murarz twierdził, że na pewno policzył dobrze, bo trzy razy sprawdzał, firma dostarczająca twierdziła, że gruszki napełniane sa pod kontrolą komputera i oszukać się nie da. I co? Wzięłam kartkę i szybko policzyłam. Jednak murarz źle policzył. Było mu głupio, ale mleko się rozlało i coś z tym trzeba było zrobić. Mąż szybko pojechał dokupić cementu, zawieźliśmy na budowę betoniarkę i panowie starą metodą zalewali resztę. Pomógł nam też kuzyn, który awaryjnie ściągnięty przyjechał ze sprzętem, żeby beton podawać do góry bez biegania po schodach z wiadrami. Jesteśmy mu wdzięczni, bo to już drugi raz, kiedy pomaga nam w pilnej potrzebie.
Wyrzucam sobie, że to moja wina. Kiedy wcześniej zamawialiśmy beton, zawsze sama liczyłam, żeby sprawdzić murarza. Tym razem przez natłok obowiązków tego nie zrobiłam i to się na mnie zemściło.
Teraz przez miesiąc nikt się tam nie będzie kręcił, więc mam nadzieję, że w tym czasie uda mi się posprzątać. Nie jestem pedantką, ale drażni mnie podejście facetów (przepraszam panów, ale ja rozróżniam mężczyzn i facetów). Wszędzie leżą pety, pełno gwoździ, zrzynki desek leżą gdzie popadnie. Czy oni myślą, że to samo zniknie? Przyjdą jakieś krasnoludki i posprzątają? Co prawda wzrostem wiele od krasnoludków nie odbiegam, ale sprzątanie nie jest moim hobby i oprócz niego mam co robić. Gdybym nie chodziła do pracy, to zrobiłabym podobnie jak w zeszłym roku. Po tym jak ostentacyjnie chodziłam między murarzami z workiem na śmieci, wszystko zbierałam i mówiłam głośno do męża, tak żeby wszyscy słyszeli, że takie rzeczy nie mogą leżeć, bo dzieci tam chodzą, od razu zrobiło się czyściej i nawet panowie znaleźli w końcu wieszany przeze mnie worek na śmieci. I tak bez nerwów, krzyków, a w zasadzie bez rozmowy, osiągnęłam to, co chciałam