Umowa
Nie wiem, co wczoraj się ze mną działo. To chyba pogoda, bo nic do mnie nie docierało. Źle widziałam, źle słyszałam, o kojarzeniu w ogóle nie warto nawet wspominać. Może to przez to, że rano mi krew pobierali? Do rzeczy. Wczoraj dostaliśmy list z Energi z podpisaną umową o przyłączenie do sieci energetycznej. Czytałam kilka razy dołączone pismo i nic z niego nie rozumiałam. Wyczytałam tylko tyle, że mam coś dostarczyć. A właściwie kilka cosiów, ale o jakie dokładnie cosie chodzi, to już było poza moim zasięgiem. Nawet chciałam się Was poradzić, żeby mi ktoś doświadczony wytłumaczył łopatologicznie, o co w tym piśmie chodzi. Dziś siadam do komputera z zamiarem zrealizowania tego zamierzenia i jeszcze raz czytam pisemko. I co? No przecież czarno na białym jest napisane, czego jeszcze od nas potrzebują. Dlaczego dałam wrobić się w taki podział obowiązków, że ja zajmuję się papierkami i liczeniem, a Pan Mąż sprawami technicznymi? Gdyby było odwrotnie, nie miałabym wtedy problemów z czytaniem ze zrozumieniem.
Pan Mąż nagabuje mnie w związku z tym podziałem ról, ile bloczków betonowych trzeba dokupić, ile betonu będzie potrzeba na ławy, ile na strop nad piwnicą, ile styropianu... Nic nie dały mi wymówki, że nie mam projektu, a bez niego nie znam szczegółw potrzebnych do tych obliczeń (w zasadzie powinnam powiedzieć, że nie znam warunków początkowych). Coś tam wykombinowałam. Z jedynego bloga Iskierki, która posiada częściowe podpiwniczenie, wyłuskałam potrzebne dane (tylko orientacyjne, bo zdobyte po przejrzeniu zdjęć). Pobawiłam się w obliczanie powierzchni, objętości i kasy, czyli typowe rozważania budujących. Musimy dokupić 1000 bloczków. Pierwsze były kupione po okazyjnej cenie i w zasadzie z założenia miało ich być nawet za dużo. Tylko że wtedy nie przyglądaliśmy się działce dokładnie, nie zwróciliśmy uwagi, że spadek wysokości jest tak duży. Potrzebujemy fundamentów schodkowych, zdecydowaliśmy się też w najniższej części zrobić częściowe podpiwniczenie i dlatego tych bloczków będziemy potrzebować więcej.