Urlop
Jak to u nas bywa, nic nie może iść gładko i zgodnie z planami. Ale jesteśmy już zaprawieni w bojach i drobne przeszkody nam nie straszne. W ubiegłym tygodniu Pan Mąż wrócił z pracy z grafikiem na nowy miesiąc. Okazało się, że zaplanowali mu urlop. Super, tylko dlaczego tak szybko? Tego samego dnia pojechaliśmy do murarza. Okazało się, że ponieważ długo nie dostawaliśmy pozwolenia, zgodził się stawiać mury u sąsiada. Nasz termin przesunął się na sierpień. Może to i dobrze, że teraz będzie ten urlop. Prawdopodonie to ostatni urlop ściśle wypoczynkowy w najbliższej przyszłości. Kolejne podejrzewam bardziej będą zasługiwać na nazwę "urlop budowlany" Jeśli ktoś myśli, że prace przy budowie ominą Pana Męża, to jest w błędzie. Dobre półtora roku temu postarał się on o dodatkowe 2 tygdnie urlopu. Efekt tych starań właśnie zaczyna raczkować, a urlop będzie jak znalazł, kiedy już przyjdzie nasza kolej i nawiedzi nas murarz.
Ten murarz, u kórego byliśmy, wycenił nam stan zero z częściowym podpiwniczeniem na 5 tys. To jest dobry, doświadczony specjalista, który robi też dachy, czyli nie mysielibyśmy szukać dodatkowo cieśli. Mamy w tym miejscu drobny dylemat. Pan Mąż rozmawiał w ubiegłym tygodniu z chłopakiem, który już kilka lat pracuje w firmie budowlanej i sam postawił sobie w zeszłym roku dom. On tę samą pracę wycenił na 2 tys., ale zaznaczył, że potrzebowałby pomocnika.
Na całym domu pewnie sporo byśmy na tej robociźnie zaoszczędzili. Mam jednak mieszane uczucia. Nie jestem pewna do końca fachowości tego drugiego pana, a poza tym mam opory z wycofaniem się z umowy jakby nie było, chociaż słownej, z pierwszym panem.
W piątek uprawomocnia się pozwolenie, pojedziemy więc po odpowiednie pieczątki. Trzeba umówić się z kierownikiem budowy, który kazał się pojawić, jak już będziemy mieli wszystkie dokumenty. Potem w niedługim czasie kontakt z geodetą, a kiedy przyjdzie odpowiedni czas z panem koparkowym.
Tytułowy urlop będzie wykorzystany pewnie na wizyty w składach budowlanych...